Zdrowe nawyki c.d. Praktyka

Zdrowe nawyki c.d. Praktyka czyni mistrza.


        Czym właściwie są nawyki? Według definicji to zautomatyzowane zachowania, myśli, reakcje emocjonalne... Są przez nas wyuczone (świadomie lub nie) i utrwalone poprzez powtarzanie.


         21 dni - tyle czasu potrzeba (podobno) by powtarzana przez nas czynność stała się nawykiem. Zastanów się - ile masz takich codziennych - małych lub większych - nawyków. Ile z nich świadomie wypracowałeś, a ile utrwaliło się...przypadkiem? Których chciałbyś się pozbyć? Czy nie lepiej żyłoby się z nawykami, które są korzystne dla Twojego zdrowia i samopoczucia?



        Wiele z tych przyzwyczajeń i schematów  dotyczy jedzenia. Są z nami często od dzieciństwa. Niektóre są dla nas dobre ("żadnych słodyczy przed obiadem", "jedz warzywa i owoce"), inne niekoniecznie ("zjedz wszystko z talerza", czekolada na pocieszenie). 
Znasz już teorię, ogólne zasady zdrowego odżywiania i z pewnością potrafisz wskazać te z nawyków, które chciałbyś zmienić.

Tylko jak?




Rewolucja na talerzu?


        To, w jaki sposób chcesz dokonać zmian, zależy od Ciebie. Czy będzie to w stylu "nowy rok nowa ja" - odcięcie się grubą krechą od dawnych przyzwyczajeń i "rozpoczęcie wszystkiego od nowa, czy raczej wprowadzanie stopniowo niewielkich zmian w stylu Kaizen, to Twoja decyzja. Znasz siebie najlepiej. Wiesz, lub przynajmniej podejrzewasz, co może w Twoim przypadku być bardziej skuteczne. 

        Osobiście nie jestem zwolenniczką rewolucji - zbyt wiele ofiar, nieprzewidywalne skutki, a efekty krótkotrwałe. W przypadku wprowadzania zmian "krok po kroczku" można koniec końców bez wielkich wyrzeczeń osiągnąć efekty, których początkowo nawet nie zakładaliśmy. Przykład. Chcesz raz na zawsze rzucić słodycze. Jesz ich zbyt dużo, nie służą Ci. Postanowienie - od poniedziałku (jakże by inaczej) zero batoników, czekolady, żelków itp. Trzymasz się dzielnie przez dwa, trzy, cztery, może pięć dni, może dłużej. Ale przychodzi ten moment - gorszy dzień, chwila słabości, tłusty czwartek, cokolwiek - i nagle masz palce od lukru a pączek jakimś sposobem znalazł się już w Twoim brzuchu. No i koniec. Teraz możesz równie dobrze zjeść kilka kolejnych, a od poniedziałku już na pewno ŻADNYCH SŁODYCZY. Skądś to znasz? Serio? A pomyśl o takim scenariuszu: zaczynasz od ograniczenia ilości słodyczy. Zostawiasz pół batonika na później, zjadasz tylko kilka żelków, pół porcji lodów. Przez tydzień. W następnym tygodniu zmniejszasz te porcje jeszcze trochę. W następnym sięgasz tylko po kawałek czekolady. Jeszcze tydzień i jesz słodycze tylko w trzy dni w tygodniu. Potem - tylko w jeden. Właściwie nie zauważyłeś, ze w ogóle przestałeś o nich myśleć, nie potrzebujesz ich właściwie do niczego.

        Wiele zdrowych nawyków możesz zacząć wprowadzać właśnie w taki sposób. Stopniowe i właściwie ledwo zauważalne zmiany łatwiej stają się częścią codziennego życia. Zacznij od czytania etykiet. Zapisywania (nie liczenia) tego, co zjadasz. Zastąpienia keczupu koncentratem pomidorowym. Coca-coli wodą z cytryną i imbirem. I tak dalej, powoli, byle do przodu.






3* NŚ

        To zdroworozsądkowa zasada, którą wymyśliłam, stosuję (zwykle) i polecam. 
3*NŚ czyli: Nie Ściągaj, Nie Ściemniaj, Nie Świruj.

I. Nie Ściągaj. Pamiętaj - jesteś jedyny w swoim rodzaju. Wyjątkowy. Twój organizm ma swoje potrzeby, funkcjonuje we właściwy sobie sposób. To, jak się odżywiasz, musi być dostosowane do Twojego rytmu dnia, aktywności, wieku, płci, metabolizmu itp. Modne diety, gotowe rozwiązania, protokoły - traktuj raczej jako wskazówki. Nie wszystko sprawdzi się akurat w Twoim przypadku. Twój kolega przeszedł na Intermittent Fasting? Super. Większość znajomych jest na niskich węglach? OK. Koleżanka jest jak nowa po przejściu na weganizm? Nie wątpię. Eksperymentuj jeżeli chcesz. Obserwuj przy tym reakcje własnego organizmu. Jeżeli jakiś sposób odżywiania sprawia Ci więcej problemów niż przynosi korzyści - najwyraźniej nie jest dla Ciebie. Prędzej czy później znajdziesz taki, z którym poczujesz się najlepiej.

II. Nie Ściemniaj. Bądź szczery. Jeśli Twoje nawyki są dalekie od ideału, przyznaj to. Wiesz już, jak powinieneś się odżywiać. Wiesz, jak nie powinieneś. Jeżeli próbujesz o tym nie myśleć, usprawiedliwiać się, znajdujesz tysiące argumentów i wymówek - oszukujesz tylko samego siebie. Ludzie są mistrzami w racjonalizowaniu swojego postępowania. "Nie mam czasu" (hmm...masz go dokładnie tyle samo co każdy inny człowiek na tej planecie), "jestem smutna/zmęczona/zła" (a kolejna czekolada pozwoli znaleźć przyczynę?), "miałem ciężki dzień" (ok, tylko dlaczego pijesz piwo codziennie?), "ciężko trenuję więc mogę sobie pozwolić na fast-foody" (Serio? Po to właśnie trenujesz?). Nie zwracanie uwagi na problem nie jest metodą na jego rozwiązanie. Dopiero, gdy sobie go uświadomisz, zdefiniujesz, postarasz się znaleźć przyczynę, będziesz mieć szansę na zmianę.

III. Nie Świruj. To trochę druga strona medalu. Postanowiłeś zmienić swoje nawyki, zdrowo się odżywiać i trzymasz się tego jak mantry. Nie kupujesz niczego bez naklejki "bio", uważnie śledzisz skład każdego jogurtu, zapisujesz każdą zjedzoną rodzynkę, McDonalda objeżdżasz szerokim łukiem. Twoja kuchnia zaczyna przypominać laboratorium, a znajomi nie wiedzą, dlaczego nie chcesz wyjść z nimi na pizzę. Kłócisz się z mężem, który nierozważnie zjadł Twojego brokuła przygotowanego na kolację (historia smutna, bo prawdziwa)... Stop. W tym momencie zatrzymaj się na chwilę i odpowiedz na trzy pytania: Czy jedzenie i/lub myślenie o nim zajmuje Ci ponad trzy godziny dziennie, a większą przyjemność czerpiesz z planowania posiłku niż zjedzenia go? Czy zauważyłeś, że coraz rzadziej jesz w towarzystwie, unikasz imprez i spotkań ze względu na niezdrowe jedzenie które tam będzie? Czujesz się wartościowy tylko jedząc zdrowo, a odstępstwo od diety powoduje u Ciebie poczucie winy? Jeżeli na któreś z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, jesteś na najlepszej drodze do ortoreksji, czyli zaburzenia odżywiania polegającego na obsesji na punkcie zdrowego odżywiania.

        Jak w każdym innym aspekcie życia, popadanie w skrajności nie jest przejawem normy.


        Zdrowe podejście do odżywiania to przede wszystkim świadomość. Tego czemu ma ono służyć i dlaczego jest takie istotne; to podstawowa wiedza na temat funkcjonowania ludzkiego organizmu, a w szczególności naszego własnego. Poszukiwanie i stosowanie tej wiedzy dla poprawy własnego zdrowia i zapobiegania chorobom. Nie bezrefleksyjne podążanie za trendami. Nie popadanie ze skrajności w skrajność. Świadomość WYBORU i dokonanie tego właściwego. To normalne, że czasem jemy więcej, czasem mniej; fast food i słodycze od czasu do czasu nie spowodują miażdżycy, a od wypicia piwa ziemia nie przestanie się kręcić. Jeżeli tylko ogólny bilans się zgadza, a Ty wiesz że kierunek, w jakim idziesz jest tym właściwym, gratuluję. Tak trzymaj.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bez konsekwencji? Czyli krótko o słodzikach i produktach "zero kalorii".

Czekoladowe love

Obiad. Z pamiętnika zabieganej gospodyni, czyli jak zrobić żeby się nie narobić